środa, 22 lipca 2015

Gorąco (chwilami:), letnio, burzowo czyli LIPIEC:)

Czytelniczo lipiec wypadł nie najgorzej, chociaż przyznaję - laktury raczej z tych lekkich, łatwych i przejemnych! Ale w końcu są wakacje, nawet jeśli jeszcze bez urlopu;) Zanim o ksiązkach - foteczka pięknego, letniego, poburzowego nieba (połowa lipca), która przypomina mi, że od ponad roku na liście "do przeczytania" mam ZAPACH MIASTA PO BURZY Olgierda Świerzewskiego... Książka trochę mnie onieśmiela, po pierwsze swoją grubością (no kurcze! musi mieć dłużyzny, nie da się ich uniknąć skoro tomiszcze ma ponad 700 stron!), po drugie - boję się rozczarowania, bo tytuł taki piękny, a jesli w środku będzie kicha;)? Echhh... żarty żartami - przyjdzie i na tę książkę pora. A tymczasem:

LEKCJE MADAME CHIC Jennifer L. Scott osobiście  trudno mi potraktować tę książkę poważnie;) Za Empikiem:
Jennifer Scott odkrywa sekrety życia francuskiej rodziny mieszkającej w ekskluzywnej szesnastej dzielnicy w Paryżu. Lekcji stylu udziela jej sama Madame Chic, a co najważniejsze – wcale nie są one takie trudne. Jennifer przyjechała do Paryża jako Kalifornijka, wróciła do Kalifornii jako Paryżanka. Dwadzieścia prostych rad i wskazówek wystarczyło, by nauczyć się żyć à la française. Teraz czas na Ciebie!
Książka ma dość dobre recenzje, poleca ją p. Małgorzata Kożuchowska, Kasia Tusk, autorka twierdzi, że zmieniła jej życie. No to wypada pogratulować, ja jednak pozostanę przy swoim trybie życia, kiedy to pokój wypoczynkowy służy do wypoczynku i relaksu, a szafa składa się z ciut więcej sztuk odzieży niż 10-15 na sezon... nie to, że mnie stać na mega rozrzutność, już raczej z powodu tego, że nie stać na marki, które p. Scott poleca;) Jak popatrzeć na tę lekturę z przymrużeniem oka to OK, czytadełko do fryzjera. Ale gdyby potraktować rady p. Scott bardziej serio - no nieeeeeee... jednak nie. Niech żyje wolność, wolność i swoboda;) 
  

DROGA DO DOMU Gabrieli Gargaś - to moje pierwsze czytelnicze spotkanie z Panią Gabrielą i myślę, że nie ostatnie. Jak mam ciąg kryminalny i  w penym momencie zaczynam czuć ptrzesyt, chetnie sięgam wówczas po powieść Pań Witkiwicz, Mirek, Jio. Teraz do tego grona mogę dołączyć Gabrielę Gargaś.

Za Merlinem:
Pięć kobiet, pięć historii, pięć marzeń do spełnienia, jedna wspólna podróż. Ewa rozstaje się z Pawłem, mężczyzną swojego życia. Alicji wciąż trudno pogodzić się ze śmiercią męża. Matylda obwinia siebie za wypadek samochodowy, w którym straciła najważniejszą osobę. Antonina, starsza pani z bagażem doświadczeń i wielką pogodą ducha, postanawia odwiedzić przyjaciółkę, która mieszka nad morzem. Namawia ją do tego wnuczka, Majka, która za wszelką cenę pragnie wyrwać się z małego miasteczka. Wszystkie kobiety mają powód aby udać się w podróż, choćby na koniec świata. Każda z nich szuka czegoś innego, ale razem jest łatwiej stawić czoło swoim demonom. Na końcu podróży, w pięknym, słonecznym Sopocie przekonają się, że dom to szczęście i spokój duszy, nieważne w jakim miejscu się znajdujemy. A wybaczenie to jedno z najważniejszych słów. Poruszająca opowieść o tym, jak trudną sztuką czasem jest przyjęcie tego, co otrzymujemy od życia.
Opis zachęcający, formuła - no nie ukrywajmy - jakoś mega odkrywcza nie jest. Kilka splecionych ze sobą historii kobiet + elementy powieści drogi. Ale jest sympatycznie, optymistycznie, z humorem. Trochę mnie śmieszył fakt szykowania się przez bohaterki na tę wyprawę jak na Kilimandżaro, a jechały przecież... do Sopotu:D no ale to takie tam, nie czepiajmy się;) Dobra lektura na letnie popołudnie. 

MERYL STREEP O SOBIE Lawrence Grobel noooo... zawsze miło dowiedzieć się czegoś o jednej ze swoich ulubionych aktorek, ale... o niej samej niewiele się w sumie dowiedziałam. Książka dość cienka, wydanie - jak na biografię - mogłoby być bardziej estetyczne. Moich oczekiwań nie spełniła. Po prostu za mało Meryl w Meryl:) oczywiście - fajnie poczytać, że dla aktorki najważniejsza jest rodzina, że jak zaangażuje się w jakąś akcję to walczy jak lwica, z kim jej się układało na planie z kim nie... ale - takie info to wiecie, w VIVIE czy innej GALI... miałam większe oczekiwania i już. Rozpieściły mnie ostatnie polskie biografie i ta książka to przy nich chałtura. Zebrana w całość garść informacji o osobie, o której (podskórnie czuję) można napisać więcej, lepiej, głębiej.

PAŃSTWO TAMICKIE Joanny Łukowskiej - he he:) śmiechowa książka. Polecona na fejsbukowej grupie jako "Musierowicz dla dorosłych" - nawet trafnie. Historia bardzo młodego małżeństwa zaczyna się w latach 80tych i śledzimy ją przez kilka kolejnych. W około 20 epizodach autorka opisuje życie Asi i Maćka, ich ślub "dla mieszkania" (ale sprawiedliwie trzeba przyznać - z miłości:), urządzanie mieszkania, narodziny dwójki dzieci. Ich codzienne borykanie się z rzeczywistością tamtych lat - studia, pierwsza praca, utarczki z sąsiadami, rodzicami. Jakbym miała porównać to jest to taki miks Musierowicz z Alternatywami 4 - kto lubi tamte to i przy Państwie Tamickim się uśmiechnie. 

JAJKO Z NIESPODZIANKĄ Agnieszki Krakowiak - Kondrackiej - na tę powieść natknęłam się przypadkowo, a bardzo mnie pozytywnie zaskoczyła. Książka reklamowana jako debiut literacki scenarzystki serialu "Na dobre i na złe" (akurat chwyt nie pode mnie, jakoś wyrosłam z tych klimatów;) opowiada historię samotnej mamy Ady i jej 3letniej córeczki Julki. Ada, samodzielna, odważna młoda kobieta, która do tej pory nie musiała oglądać się za innymi, musi skonfrontować się z realiami, które zmuszają jej do rezygnacji z takiej niezależności. Jej córeczka rodzi się chora, przechodzi kilka operacji, w międzyczasie jej partner daje nogę, a Ada zostaje sama (przy wsparciu mamy) z problemami zdrowotnymi córeczki. Adę poznajemy, gdy zapisuje Julkę do prestiżowego, prywatnego przedszkola w Warszawie. Nieźle napina się finansowo, aby stworzyć córeczce komfortowe warunki edukacji i w środowisku "multi kulti" odwrócić uwagę od jej (drobnego) defektu zdrowotnego. No i zaczyna się - szereg barwnych postaci, zwariowana mamuśka Pati, samotny tatuś i jednocześnie nowy pracodawca Ady, ex kolega z podwórka, przystojny pracownik przedszkola itp itd. Historia ciekawa, pokazująca obawy samotnej mamy, ale troszkę i życie "Warszawki" - chyba jednak trochę przerysowane? ale co ja tam wiem - może właśnie nie;)? Z przyjemnością "łyknęłam" tę książkę Pani Agnieszki i z przyjemnością sięgnę po zapowiadane na koniec sierpnia jej CUDZE JABŁKA. I znów brawa dla Wydawnictwa Literackiego - ksiązka w miękkiej okładce, ale bardzo przyjemne wydanie :)

I tyle w temacie:) mało, dużo? interesująco? irytująco? ciekawa jestem Waszych opinii, coś Wam wpadło w oko? Ciekawe czy przed urlopem zdążę jeszcze przeczytać śliczne książeczki wykradzione z biblioteczki Kasi:) i kilka, których zamówiłam, no bo takie okazyjne, że szkoda przejść obok i do torby nie schować;) A konkretnie mowa o:

PASJA ŻYCIA Irving Stone
CZARNOBYLSKA MODLITWA. KRONIKA PRZYSZOŚCI Swietłana Alesijewicz
ZOFIA KOSSAK. OPOWIEŚĆ BIOGRAFICZNA Joanna Jurgała - Jureczka
GRECJA. GORZKIE POMARAŃCZE Dionisos Sturis
WOLNOŚĆ Jonathan Franzen

A aktualnie w czytanie Doris Lessing i jej: PIĄTE DZIECKO i PODRÓŻ BENA... no cóż... zmiana nastroju... lekko nie jest, ale dla mnie bardzo interesująco. Ale o tym w poście przedurlopowym.

A tymczasem pozdrawiam wszystkich wakacyjnie. Smażąc się w cieple bijącym od komputera pozdrawiam tych, którzy nad morzami, jeziorami, basenami :) 

wtorek, 21 lipca 2015

Ciepło, czerwcowo...

Z małym poślizgiem, ale i tak nabrałam tempa - piąty wpis w lipcu! ha - nieźle;) - pora na podsumowanie czerwca. Niektóre lektury podsumowałam wpisem biograficznym (RELIGA, HAŚKA, CALLAS), SIMONA doczekała się oddzielnego posta, no ale coś tam jeszcze zostało :

GRA CIENI Charlotte Link - hmmm... zaskoczenia nie było, ale to pewnie moja wina, bo to jedna z tych autorek, której czytam wszystko jak leci;) więc nic dziwnego, że przy -nastej powieści niewiele nowego w niej znajdujemy. Podobnie mam z Jodi Picoult - po rekomendacji koleżanki rzuciłam się i zachwyciłam, potem stopniowo mój entuzjazm opadał, ale... nie umiałam sobie odpuścić jak na rynku wydawniczym pojawiała się nowa jej powieść;) Wprawdzie Picoult i Link to zupełnie inne bajki, ale tak właśnie z nimi jest. Po dość długiej serii schematycznych, typowych dla siebie ksiązek - z Link bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie CIERNISTA RÓŻA, a z Picoult JUŻ CZAS. Ale wracając do GRY CIENI - spójrzmy na opis z Merlina:
David Bellino, pozbawiony skrupułów bogacz, otrzymuje anonimy z pogróżkami. Mężczyznę od lat prześladują lęki na jawie i koszmary we śnie. Tajemnicze wiadomości stają się pretekstem do konfrontacji z przeszłością. David zaprasza na kolację czwórkę swoich dawnych przyjaciół. Ich drogi rozeszły się w tragicznych okolicznościach. O dziwo wszyscy przyjmują zaproszenie. Goście chętnie rozprawią się z dręczącymi demonami, zrzucą z siebie balast przeszłości i wydostaną się z sieci niebezpiecznych namiętności i tajemnic... Czy podczas wieczerzy David zdemaskuje swego niedoszłego zabójcę?
No więc odpowiem, że nie tylko nie zdemaskuje, ale tuż po owej kolacji faktycznie ginie. Zaczyna się robić klimat jak z Agaty Christie i jej słynnym Morderstwie w Orient Expressie, zastosowany zresztą przez wielu autorów kryminałów - zamknięta przestrzeń, ograniczona ilość osób... aaaaa - morderca jest wśród nas. Link dorzuca jeszcze lekką ręką dramaty, kłótnie, pretensje w przeszłości i voila - GRA CIENI gotowa! Nie polecam jakoś szczególnie. Bohaterowie (chyba wszyscy) mnie mocno irytowali, biedni bogaci, którym w zyciu coś nie wyszło i na siłę szukają winnych. Jeśli to miałby być Wasz początek przygody z Link, to nieeeeee - jest sporo zdecydowanie innych, lepszych jej powieści. Jesli czytaliście poprzednie i lubicie - jaka Link jest - każdy widzi:D 

CORAZ MNIEJ OLŚNIEŃ i moje kolejne spotkanie z Panią Ałbeną Grabowską. Co piszą w Empiku?
Trzy kobiety. Trzy sposoby na życie. Jedna tajemnica czy może – jedno olśnienie? To powieść o losach Leny, Marii i Aliny, które dzieli tak wiele, że nie powinny mieć ze sobą nic wspólnego. Oto one: stylistka w magazynie kobiecym, kucharka w barze mlecznym i była gwiazda dziennikarstwa. Nie wiedzą o sobie, ale są połączone niewidzialną nicią. Każda ma za sobą przeszłość, o której wolałaby zapomnieć. Każda z nich stoi na własnym, życiowym zakręcie. Muszą dokonać i dokonują wyboru. Bohaterki Ałbeny Grabowskiej są klasycznymi kobietami - bywają kapryśne, nieprzewidywalne, popełniają błędy. Dramaty, które przeżywają bolą, ale też dają szansę na przebudzenie.
Zalety powieści - ciekawy pomysł, tajemnica, humor, namiętność, wyraziste postacie bohaterek i zaskakujące zakończenie udowadniają, że literatura kobieca wcale nie musi smakować jak pralinka.
No cóż - pozostaje mi się zgodzić, nooo... może poza tą pralinką - czy to komuś przeszkadza;)? A serio - ww opis taki, że w sumie niewiele mówiący, ale ogólnie prawdziwy. Główne bohaterki poznajemy w ich "przestrzeni osobistej" w domu, pracy, a jednoczesnie autorka przedstawia historie z przeszłości, które na podstawie podanych szczegółów przypisujemy sobie same do konkretnych bohaterek... jak się na koniec okazuje... ZONK;) to co było oczywistą oczywistością, wcale nią nie jest i Pani Ałbena sobie śmiało z nami, czytelnikami poczyna:) ale taki myk zastosowała już w LOCIE NISKO NAD ZIEMIĄ. I może dlatego, że to dopiero piąta (;ilcząc 3 cz. STULECIA WINNYCH) książka Pani Grabowskiej - jeszcze mi się takie myki nie znudziły. Dlatego CORAZ MNIEJ OLŚNIEŃ serdecznie polecam, Panią Ałbenę serdecznie pozdrawiam i czekam na kolejne wznowienia Jej powieści, a i nowe by nie zaszkodziły :)

Oooo - czyżbym z recenzowaniem wyszła na bieżąco? Sukces! Kilka lipcowych książek już przeczytanych, kilka wykradzionych z biblioteczki koleżanki Kasi cierpliwie czeka na swoją kolej - będzie różnorodnie, krótko i na temat - tyle mogę obiecać :)

Zachęcam do zostawiania komentarzy, wiem, że ze 3 czytających mam, ale jak nie bedzie odzewu... rzuuuucam tę robotę;)

piątek, 17 lipca 2015

Wpis kulinarny - na specjalne życzenie:)

UWAGA, UWAGA! A dziś, na wyraźne życzenie koleżanki Inesy – moje 2 ulubione ostatnio słodycze: ciacho kubeczkowe, jogurtowe z „każdympasującymowocemdoniego” oraz „debestewer” ciasteczka owsiane. Żeby nie zostać oskarżonym o plagiat, oryginalne przepisy wzięłam z Kwestii Smaku i od Kingi Paruzel, ale coś tam zmieniłam, coś wywaliłam, nieco dodałam, a efektami się (szczodrze) dzielę. Od razu zaznaczam, że żadna ze mnie kuchara, tortów nie popełniam ani innych skomplikowanych ciast. Lubię takie „ugniatańce, mieszańce” na szybko robione.
Na początek ciasto jogurtowe – kubeczkowe, bo za miarkę służy kubeczek od jogurtu. Na średnią tortownicę wystarczy kubek 150-200g jogurtu. Ja robię zazwyczaj na Activii, ale na każdym do tej pory mi wyszedł (nie licząc jednej, strasznej porażki, ale o to obwiniam męża, który za wcześnie wyjął ciasto z pieca;)
Składniki:
- kubeczek jogurtu naturalnego (Activia, grecki)
- 3 kubeczki po jogurcie mąki
- ok. 1,5-2 kubeczki cukru
- kubek oleju
- 3 jajka
- trochę cukru waniliowego jak ktoś lubi
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia

Wszystkie produkty mieszamy łyżką lub mikserem na wolnych obrotach. Nie wyrabiać za długo. To nie sernik, czy biszkopt. Masę wylewamy na blaszkę wyłożoną papierem lub wysmarowaną masłem + bułka tarta, dekorujemy owocami, jakie lubisz albo jakie masz pod ręką i siup - do nagrzanego do 180 stopni piecyka na 40-45 minut. Patyczkiem od szaszłyków sprawdzamy czy jest suche w środku.
I teraz dobre rady od ciotki Tynki, takie od serca, bo sprawdzone:
- piekarnik musi być od razu nagrzany, a nie w międzyczasie dochodzący sobie do właściwej temperatury. Inaczej grozi nam zakalcowatość pospolita!
- cukier spokojnie można zastąpić ksylitolem, będzie zdrowiej:)
- a mąkę - mieszałam już pszenną z orkiszową (ciasto jest wtedy ciut ciemniejsze), a także pszenną z mączką migdałową (taka jak na fotce, z Lidla). Ciasto nabiera lekko migdałowego smaku.
- max. ilość cukru w przepisie to dla mnie chyba tylko do rabarbowej opcji. Do porzeczek wystarczy 1,5 kubka. Do truskawek, jagód, nektarynek - jeden kubek wystarczy. Jak będzie mało - posypiesz obficie cukrem pudrem.
- osobiście uważam, że ciasto jest najlepsze z "suchymi" owocami, czyli np. nie truskawkami czy brzoskwiniami z puszki, które potrafią je troszkę rozmiękczyć. Moja ulubiona opcja to rabarbarowe, porzeczkowe. Ale i z jabłuszkiem jest git. Widzicie - baza ciastkowa całoroczna!

No a teraz deser bardziej jesienno-zimowy, ale robię i teraz wpychając dzieciom do śniadaniówki do szkoły, na półkolonie czy na podróż. Ciasteczka owsiane:
- 2 szklanki mąki (może być orkiszowa)
- 3 łyżeczki proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 3 szklanki płatków owsianych
- 2 jajka
- kostka miekkiego masła
- szklanka cukru (ksylitolu)
- ewentualnie cukier waniliowy + bakalie albo kawałki czekolady (wtedy mniej cukru)
Ucieramy cukier, masło i jaja do jasnej masy. Resztę składników najpierw mieszamy razem, a potem łączymy z masą. Formujemy ładne placuszki (wielkość jak kto lubi, tylko pamietajcie, że jeszcze sobie w piekarniku spuchną) i siup do 180 stopni na 13 - 15 minut.

SMACZNEGO! No dobrze - a teraz Inesa - daj znać jak wyszło i czy przynosisz ciacho w poniedziałek :)?

czwartek, 16 lipca 2015

Biograficznie - the winner is...?

Początek lipca wyszedł mi zdecydowanie biograficzny. Zachęcona cuuuuudowną wręcz SIMONĄ sięgnęłam po kolejne biografie i powieści biograficzne, a konkretnie po:

HAŚKA. Poświatowska we wspomnieniach i listach autorstwa Marioli Pryzwan - bardzo przyjemna biografia, a właściwie - jak tytuł wskazuje - listy, wspomnienia, opowieści o Halinie Poświatowskiej od osób Jej bliskich, rodziny (mama, brat, siostra), przyjaciól i znajomych - niejednokrotnie bardzo znanych jak Stanisław Grochowiak, ksiądz Józef Tischner, Wisława Szymborska. Nadal twierdzę, że to lektura uzupełniająca po obowiązkowym UPARTYM SERCU - ale zdecydowanie warto. Książka jest bardzo ładnie wydana, zawiera dużo zdjęć, listów i dokumentów, niektórych udostępnionych po raz pierwszy.

BOSCY I NIEZNOŚNI Anny Janko - po tę książkę z kolei sięgnęłam bardziej z sympatii do autorki, niż zainteresowania samymi opisywanymi postaciami. Jest idealna do pociągu, bo zawiera kilkanaście dość krótkich szkiców biograficznych postaci, które sa autorce na swój sposób bliskie - bo albo miała okazję się z nimi spotkać, albo ich twórczość jest dla niej ważna. Mnie szczególnie zainteresowały rozdziały o Margaret Mitchell, Mii Farrow (wrrrr... Woody Allen dał jej nieźle popalić... niezły świr z niego, ale filmy uwielbiam...), Dustinie Hoffmanie, Poli Negri - polecam :)  

RELIGA. Biografia najsłynniejszego polskiego kardiochirurga Dariusza Kortko i Judyty Watoły. No cóż - kto był na filmie BOGOWIE, może sobie tę lekturę odpuścić. Tzn. jesli osoba prof. Religii go nie zafascynowała. Ja po filmie (warto, warto, warto - ale o tym wpis już był:) chętnie sięgnęłam po biografię duetu Kortko - Watoła. Generalnie obraz Religi pokazany w filmie i książce jest spójny - dobry człowiek, kardioogiczny geniusz, choleryk, czasem furiat... ale nikt nie jest święty, prawda? Jestem pewna, że "grzeszki" prof. Religi zostały mu tam na górze odpuszczone, tyle dobrego uczynił... ciekawa końcówka biografii, opisujująca już ostatnie miesiące życia, w czasie choroby nowotworowej profesora. Jego "romans" z polityką, relacje, a własciwie konflikt z Ewą Kopacz. Interesujące, naprawdę. 

No i pora na powieść biograficzną MARIA CALLAS. Zbyt dumna, zbyt krucha. Alfonso Signorini. Nie biografia, a powieść, bo autor opierając się na korespondencji prowadzonej przez lata przez Callas zgrabnie operuje faktami tak, aby wzbudzić w czytelniku zainteresowanie bohaterką i fabułą. Signorini przedstawia portret niezwykłej kobiety, która po dość trudnym dzieciństwie robi oszałamiającą karierę śpiewaczki operowej. U szczytu kariery poznaje Arystotelesa Onassisa i traci dla niego głowę i zdrowy rozsądek... czy wyjdzie jej to na dobre? dziś wiemy, że nie... miliarder wkrótce rzuci Callas dla Jacqueline Kennedy... ale czy o niej zapomni? hmmm... przeczytajcie to się dowiecie ;) Z ciekawostek dodam kilka faktów, o których nie miałam pojęcia. Callas jako nastolatka i młoda kobieta była bardzo nieatrakcyjna (chociaż jej typ urody generalnie jest dyskusyjny, wyrazista, postawna Greczynka - po "zrobieniu" super na scenę, ale na codzień... hmmm...) Opisana jest jej metamorfoza z poczwarki w gwiazdę. Odchudzała się... tasiemcem.... wiem, wiem... fuuuj! ale przynajmniej skutecznie;) Inna tajemnica - Callas miała synka z Onassisem, który niestety urodził się martwy... Książkę serdecznie polecam, chociaż utrzymana jest w lekko melodramatycznym tonie, ale cóż... również i życie tej gwiazdy nie było bajką, chociaż niektórym tak mogłoby się zdawać.

MERYL STREEP. O sobie Lawrence Grobel dopiero "się czyta" - ale to będzie szybka lektura. Jednocześnie - nowość na mojej półeczce - pierwsze spotkanie z Gabrielą Gargaś, DROGA DO DOMU tak opisywana np. w Empiku:

Pięć kobiet, pięć historii, pięć marzeń do spełnienia, jedna wspólna podróż. Ewa rozstaje się z Pawłem, mężczyzną swojego życia. Alicji wciąż trudno pogodzić się ze śmiercią męża. Matylda obwinia siebie za wypadek samochodowy, w którym straciła najważniejszą osobę. Antonina, starsza pani z bagażem doświadczeń i wielką pogodą ducha, postanawia odwiedzić przyjaciółkę, która mieszka nad morzem. Namawia ją do tego wnuczka, Majka, która za wszelką cenę pragnie wyrwać się z małego miasteczka.

Wszystkie kobiety mają powód aby udać się w podróż, choćby na koniec świata. Każda z nich szuka czegoś innego, ale razem jest łatwiej stawić czoło swoim demonom. Na końcu podróży, w pięknym, słonecznym Sopocie przekonają się, że dom to szczęście i spokój duszy, nieważne w jakim miejscu się znajdujemy. A wybaczenie to jedno z najważniejszych słów. 

Poruszająca opowieść o tym, jak trudną sztuką czasem jest przyjęcie tego, co otrzymujemy od życia. 

Zaczyna się dobrze - wydaje się być dobrą lekturą na lato :)

Specjalne buziaki dla Kasi i Izy, za pożyczenie tego i owego oraz Ani za wygrany zakład ;)


sobota, 11 lipca 2015

Aaaaaa - już lipiec, a gdzie podsumowanie maja?


Obiecałam długi i konkretny post "bożociałowy", ale noooo - czasu nie było po prostu;) zazwyczaj wyjeżdżaliśmy na długie weekendy, ale tym razem zostaliśmy w domu i to był doskonały pomysł: rower, kino, kosmetyczka:)

A teraz podsumowanie zimnego maja:


DZIEWCZYNA Z PORCELANY Agnieszki Olejnik - czyli jak napisałam w czerwcowym poście, mój majowy, obyczajowy nr 1. Mimo, że konkurencja dość mocna, bo Pani Magda Witkiewicz i Pani Krystyna Mirek to jednak DZIEWCZYNA Z PORCELANY na najwyższym stopniu podium. Nie umiem logicznie uzasadnić, mam z tym często kłopot - po prostu albo mi się podoba, albo nie. Teraz mi się podobało;) Książka opowiada historię Michała i Zuzanny, których losy splatają się, gdy chłopak wraca do rodzinnego domu po tragicznej śmierci rodziców, by zaopiekować się kilkuletnim bratem. Nowe obowiązki wydają się przekraczać możliwości tego dość  samolubnego bawidamka, ale wg mnie - całkiem dobrze sobie radzi. Przypomnijcie sobie siebie pod koniec studiów - bylibyście gotowi na takie wyzwanie? Zuzanna jest nauczycielką, sąsiadką chłopaków, dorywczą opiekunką braciszka Michała, ale - jak się później okazuje - nie tylko. Historia ciekawa, wzruszająca, na dwa - trzy miłe wieczory.

Pociągniemy już chyba polskie autorki czyli MORALNOŚĆ PANI PIONTEK Magdaleny Witkiewicz oraz SZCZĘŚCIE ALL INCLUSIVE Krystyny Mirek. Najpierw o MORALNOŚCI PANI PIONTEK. Spójrzmy na recenzję w Empiku:


Przezabawna, słodko gorzka historia lekarza ginekologa, Augustyna Poniatowskiego, jego upiornej mamuśki, pani Piontek oraz kilku innych kobiet jego życia. Gertruda Poniatowska, de domo Piontek, to ekscentryczna kobieta, harpia i pirania, od której chcą trzymać się z daleka ci, których chciałaby mieć blisko. Bardzo blisko. Pani Poniatowska pija kawę tylko z porcelanowych filiżanek, uwielbia drogie buty na obcasie. Szpilki od Louboutin planuje założyć do trumny. Wszystko w jej życiu przebiega zgodnie z planem.
Augustyn Poniatowski to 35 letni ukochany synek pani Gertrudy. Pani Poniatowska za nic nie pozwoli na to, aby usidliła go jakaś „lafirynda”. O, nie! Zbyt dużo w niego zainwestowała.
Innego zdania jest ojciec Augustyna, pan Romuald. Ale jego zdanie się nie liczy.
Pewnego dnia Augustyn podejmuje desperacką decyzję - wyprowadza się od mamy! I to natychmiast. Wynajmuje mieszkanie od uroczej pani Halinki. Bardzo uroczej. I bardzo zapobiegliwej. Starsza pani owo lokum wynajmuje także niejakiej Anuli, studentce, świeżo po zawodzie miłosnym, nagle pozbawionej pokoju w akademiku. W małym mieszkanku przetną się drogi młodej dziewczyny, ambitnego Augustyna i jego sympatycznego przyjaciela podrywacza, Cyryla. Romantyczna komedia pomyłek w najlepszym stylu Magdaleny Witkiewicz, specjalistki od szczęśliwych zakończeń.


I jak dla mnie to tyle w temacie - ksiązka lekka, śmieszna (dla mnie troszkę na siłę utrzymana w konwencji komediowej - te imiona: Cyryl, Augustyn, Gertruda, Romuald - kaman! - ile znacie osób o takich imionach osobiście? a tu wszyscy jednocześnie;) Zdecydowanie preferuję mniej wymuszony dowcip, wychodzący boczkiem i mimochodem, a tutaj jakby Pani Witkiewicz chciała udowodnić, że poczucia humoru nie straciła. No ale OK - książka milusia, żeby nie było, że gniot straszny. Jak macie ze 2 wolne wieczory - można się za MORALNOŚĆ PANI PIONTEK brać:) Bo z kolei SZCZĘŚCIE ALL INCLUSIVE polecam tylko wakacyjnie, w celu wprowadzenia się w atmosferę urlopu. Ot - takie czytadełko jak to dziewczyna po studiach traci pracę, zostawia narzeczonego nieroba i z braku laku jedzie pracować w housekeepingu w Grecji, gdzie oczywiście spotyka prawdziwą miłość:) Noooo... może troszkę spłyciłam, ale... w sumie nie bardzo;)
Co by tu teraz, co by tu? Kryminały? Here you are: 


NIEMOWA Michaela Hjortha, Hansa Rosenfelda -kontynuacja serii z Sebastianem Bergmanem w roli głównej. We własnym domu zostaje znaleziona brutalnie zastrzelona rodzina Carsltenów ‒ matka, ojciec i dwóch chłopców. Śledztwo przejmuje Krajowa Policja Kryminalna, która odkrywa, że świadkiem morderstwa była dziesięcioletnia Nicole - kuzynka chłopców. Zaczyna się wyścig policji z mordercą, a w miedzyczasie jak zwykle bufonowaty Sebastian kręci jak może, angażuje się emocjonalnie nie tam gdzie powienien + dochodzą inne kłopoty członków policyjnej ekipy. Wszystkich relacji między nimi nie zdradzę, ale na koniec autorzy zaskakują dość mocno po raz kolejny - wykorzystując pozornie najmniej rzucającego się w oczy członka ekipy. Polecam - ale całą serię i trzeba czytać chronologicznie. Gł. bohater jest niesympatyczna, samolubny i mocno kłamliwy, ale gdzieś tam z tyłu jest pewne wytłumaczenie, wielka tragedia, która poniekąd go tłumaczy. Troszeczkę.


POGROMCA LWÓW Camilli Lackberg - dziewiąta już część serii obyczajowo - kryminalnej toczącej się w Fjällbace, niewielkiej miejscowości położonej na zachodnim wybrzeżu Szwecji. Kto lubi i czyta kryminały ten na pewno słyszał o tej serii, niezwykle popularnej, chyba dlatego, że ma dość rozbudowany wątek miłosny głownych bohaterów - Eriki Falk (pisarki) i Patrika Hedstroma (lokalnego policjana);) Dla mnie to takie kryminały w wersji light:) Tym razem akcja toczy się wokół historii zaginionych nastolatek, z których jedna zostaje znaleziona po 4 miesiącach, okrutnie okaleczona. W tym samym czasie Erika zajmuje się rodzinną tragedią sprzed lat i jak to zwykle u Lackberg bywa... historie w pewnym momencie się ze sobą splatają. Ksiąźka dobra, nie odbiega od poprzednich, ale też niczym nowym nie zaskakuje. Chyba mi się już troszkę p. Lackberg przejadła, ale nie dziwota - przecież to już dziewiąta część... ale znając siebie po dziesiątą też sięgnę;) 


A teraz książka utrzymana w konwencji pisarskiej, którą polubiłam przy Bridget Jones, ale z której już chyba wyrosłam czyli: listy, liściki, maile, SMSki, karteczki i post-ity między bohaterami. Mowa o GDZIE JESTEŚ BERNADETTE Marii Semple. Na tę książkę namówiła mnie Ada, wcześniej się jej przyglądałam po pozytywnych recenzjach kolejnych dwóch forumowych koleżanek, ale.... bleee... serio? taka okładka? no nie mogłam. Ale w końcu kupiłam, przeczytałam i nadal mam mieszane uczucia - już nie co do okładki;) Przyznaję - sama historia jest wciągająca, główna bohaterka - Bernadette Fox - kiedyś architekt geniusz, teraz po prostu żona i matka, raczej dość ekscentryczna. Aby ograniczyć wszelkie kontakty ze światem zewnętrznym, zatrudnia "wirtualną" asystentkę, co z czasem okazuje się być dość nierozsądnym posunięciem. Jednocześnie jej nastoletnia córka Bee zażyczyła sobie rodzinnej wyprawy na Antarktydę. Dodajmy do tego upierdliwą sąsiadkę i mamuśki z elitarnej szkoły Bee i nagle... Bernadette znika jak kamień w wodę. Nooo... nie tak od razu, ale znika;) Nie myślcie tylko, że to kryminał, mam ogromne trudności z zakwalifikowaniem tej książki, chociaż ogólnie zbiera dość pozytywne opinie. Mnie nie uwiodła. Może znudziła mnie forma - listy, maile, krótkie wiadomości wymieniane pomiędzy bohaterami książki, z których - z różnej perspektywy - poznajemy Bernadettę i jej historię. Hmmm... chyba nic więcej z siebie nie wyduszę, ot - jakoś nie moje klimaty.

I na tym skończę to lipcowe podsumowanie maja. Jeśli poczekam jeszcze chwilę to podsumuję ten piękny miesiąc w maju, ale 2016 roku:) a przecież kolejne przeczytane lektury czekają na chociaż króciutką notkę. Tak patrzę - maj wypadł dość "lajtowo", czerwiec będzie głownie biograficzny, ale o tym na razie szaaaaaa....

czwartek, 2 lipca 2015

Simona - cudowna Simona!

Zanim pojawi się tu wpis podsumowujący lektury majowe (prawie gotowy...) i czerwcowe... (absolutnie jeszcze nie gotowy;) słów kilka o biografii Simony Kossak, po którą sięgnęłam po pojawiających się tu i ówdzie przychylnych recenzjach oraz (tak, tak... głupia ja;) przyciągającej wzrok okładce:)



Jak Wam wiadomo - wielką miłośniczką biografii nie jestem, ale ostatnio chyba mam do nich szczęście (UPARTE SERCE - mój zeszłoroczny namber łan), potem HAŚKA. Poświatowska we wspomnieniach i listach Marioli Pryzwan (o tym też za chwilę) i troszkę z przypadku, na chybił trafił - SIMONA. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak Anny Kamińskiej. Poruszająca, arcyciekawa, wciągająca historia życia jednej z tych Kossaków - córki Jerzego, wnuczki Wojciecha, prawnuczki Juliusza, bratanicy Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Magdaleny Samozwaniec. 

Nie wiem, jakie jest Wasze wyobrażenie o ludziach z "takich" domów, moje - jak się okazało - było zdecydowanie mocno wyidealizowane. Tzn. wiedziałam, że nie wszyscy są w stanie sprostać oczekiwaniom, że ich życie nie jest li i jedynie usłane różami, ale mają też inne możliwości, perspektywy... prawda? No prawda... ale... jakoś małej Simonie od dziecka było mocno pod górkę. Już na wstępie nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań bycia  synem, kolejnym Kossakiem, który przejmie pędzel po pradziadku, dziadku i ojcu. Nie okazywała też większych uzdolnień w dziedzinach, w których królowały sławne ciotki. Matka, druga żona Jerzego Kossaka, traktowała Simonę przedmiotowo, ojciec - do 7 roku zycia skutecznie ją ignorował... wszak "dzieci i ryby głosu nie mają", potem - cóż, trzeba nauczyć kindersztuby, wszak dziecko pójdzie w świat. Dodatkowo Simona dorastała w trudnych czasach - urodziła się w 1943 roku, dorastała w okresie, kiedy po "złotych latach" Kossaków zostało już tylko wspomnienie. Przyznam, że tę część o zyciu Simony czyta się ze ściśniętym sercem... taka bogata, biedna dziewczynka... kto by pomyślał, że w "takiej" rodzinie zaznała tyle chłodu, głodu i niejednokrotnie była gorzej traktowana od uwielbianych przez Kossaków zwierząt.

Ciąg dalszy książki jest już bardziej optymistyczny - poznajemy Simonę, która odnalazła swój sposób na życie, kończy biologię na Uniwerystecie Jagiellońskim i przeprowadza się do "Dziedzinki" w Puszczy Białowieskiej, w której przeżyje ponad 30 lat. Prowadzi tam badania naukowe, spotyka miłość swego życia - choć nie ma pełnej jasności w tym temacie:), aktywnie działa na rzecz ochrony przyrody - jak trzeba walczy z "lokalsami", ale i swoimi kolegami - naukowcami. Bezkompromisowa, zadziorna, uparta buntowniczka - walczy do upadłego o każdą sprawę, która uzna za słuszną.

W puszczy mieszka w starej lesniczówce, w której nie ma większych luksusów, jest oddalona kilka km od jej miejsca pracy, ale którą pokochała całym sercem. Stworzyła tam dom dla siebie i zwierząt, które hodowała, przygarniała, odratowywała - w książce znajdziecie sporo fajnych anegdot z tym związanych, które podobały się nawet moim Mkom:)

Hmmm... i chyba tyle wystarczy na zachętę? Mogłabym jeszcze troszkę napisać, ale po co? Przeczytajcie sami - książka laduje na mojej domowej półeczce, bo warto ją mieć i do niej wracać:)

A Wy - macie jakieś swoje ulubione biografie?