
Hanna Bakuła to absolwentka warszawskiej ASP, malarka, portrecistka, felietonistka i - wiadomo - pisarka. Bardzo płodna zresztą, bo jak sama powiedziała, pisanie przychodzi jej łatwo i naturalnie. Jak już zasiada do pisania to widocznie "książkową ciążę" przechodziła i nadeszła pora porodu - najlepiej szybkiego :) Spotkanie było miłe i przyjemne, Pani Hanna obficie dzieliła się z nami anegdotami ze swojego życia - dzieciństwa, okresu, gdy mieszkała w Nowym Jorku, opowiedziała o swojej przyjaźni z Agnieszką Osiecką - normalnie - wielki świat ;) Wspomniała też o aferze po swoim felietonie nt. 500+ w rossmannowym Skarbie (ponoć bardzo wyważonym), ale może nie będę się wgłębiać w temat, bo skoro temat okazał się wart przemielenia nakładu Skarbu oraz zwolnienia Agaty Młynarskiej z funkcji naczelnej tego pisma to jeszcze ktoś się dopatrzy i... zamknie mi bloga ;)

Hahaha - doskonale ujęte i właściwie niewiele mam do dodania, oprócz tego, że faktycznie - analogia do francuskiego Mikołajka nasuwa się sama, z tym że nasza polska "Mikołajka" jest raczej mixem Alcesta, Mikołajka i Ananiasza. I szczyptą Ani Shirley :) Czyli trochę kujonem, ogromnym żarłokiem, dzieckiem z niezwykłą wyobraźnią, która przeżyła chyba wszystkie atrakcje, przed którymi w dzieciństwie mnie przestrzegano (z kąpielą w szambie włącznie:))) Książkę czyta się błyskawicznie, jest napisana barwnym językiem, z ogromnym poczuciem humoru. Czytałam ją z sentymentem, bo chociaż dzieciństwo Pani Hanny przypada na lata 50te to są w nim elementy, które występowały też w moim. Czytając tę książkę ciągle byłam głodna ;) bo jak tu pozostać obojetnym na przepisy typu smażony chleb (dla mnie smażył mój tata, mama strasznie tego nie lubiła, bo zdarzało mu się przypalić i potem śmierdziało w całym domu, ale nam się wydawało, że szybkie wietrzenie ukryje to łakomstwo przed mamą - czasem dorzucał do tego żółty ser, który się apetyczne topił:) albo faszerowana kura z nadzieniem z wątróbki i pietruszki (mniam - też pamiętam i ten pyszny sosik wybierany z foremki chlebem:)

Krótko mówiąc - serdecznie polecam tę lekturę - jako podróż sentymentalną do czasów dzieciństwa i spotkanie z Hanią Banią i jej bliskimi. Z niecierpliwością czekam na wznowienie kolejnych pozycji z tą bohaterką: HANIA BANIA. TORNADO SEKSUALNE i HANIA BANIA. KRÓLOWA SAMBY - podejrzewam, że będzie się działo :)
Na koniec foteczka z Panią Hanną - potem się dopiero dopatrzyłam, że ma na sobie piękną apaszkę z Milanówka, z edycji specjalnej Silk Cats, którą dla nich zaprojektowała.
Pozdrawiam listopadowo i... cdn:)