środa, 28 stycznia 2015

Książkowe podsumowanie stycznia

No więc... aha... nie zaczynamy od no więc...

Dobrze - styczeń statystycznie wypadł bardzo przyzwoicie, ale chyba później aż tak dobrze nie będzie. Po pierwsze: kilka wolnych dni po Nowym Roku oraz tygodniowy wyjazd Mków do dziadków, kiedy to mogłam nadrobić zaległości w czytaniu, ale - phiiiiii! - czym jest odhaczenie 6 ksiązek z listy 17 stron kindlowych tytułów czekających na swoją kolej...?

Ale po kolei:)
  1. ZNACHOR Tadeusza Dołęgi - Mostowicza - haaaaaa!!!!zaskoczeni? sama bym się zdziwiła;) pomysł na pierwszą książkę w 2015 roku wziął się z sylwestrowej dyskusji z moim bratem. Tak sobie przegadaliśmy fabułę, ale pewne sprawy były dyskusyjne, więc stwierdziłam, że najlepiej będzie zajrzeć do źródła. Swoją drogą - Karol - nie podejrzewałam Cię o taką znajomość tematu:) Dzięki niezawodnemu kindelkowi oraz publio.pl w kilka chwil miałam przed oczami historię prof. Rafała Wilczura, jego żony Beaty i córki Marysi. Powiem tak - powieść świetnie się czyta, wciąga, nie przeszkadza nieco archaiczny język. Powiem więcej - jakby dobrze to zekranizować (znowu - bo przecież doskonałe ekranizacje już są) to i miłośnicy Chirurgów i Prawa Agaty pewnie obejrzeliby film/serial z przyjemnością. 
  2. Od ZNACHORA już krótka droga do PROFESORA WILCZURA tego samego autora oczywiście. Książka opowiada o dalszych losach profesora, już po odsyskaniu pamięci, kiedy to wraca do stolicy, do swojej kliniki i... no właśnie i - nie napiszę, bo o ile ZNACHORA większość kojarzy to PROFESORA WILCZURA już nie bardzo. Ja polecam serdecznie.
  3. PIERWSZA KAWA O PORANKU Diego Galdino - noooo.... takie przyzwoite czytadełko z historią miłosną francusko-włoską w tle. Nic odkrywczego, ale tytuł mi się spodobał, przyciągnął (tak jak kiedyś "Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę"). Można wziąć na wakacje, w podróż, do wanny i tyle. Szybko się czyta, szybko wyparuje.
  4. JEDWABNIK Roberta Galbraith  czyli J. K. Rowling od Harrego Pottera. Książka, którą podczytywałam między kolejnymi chyba od 3 miesięcy, podczytywałam, podczytywałam i nie mogłam się wciągnąć. A przecież wiem (po "Wołaniu kukułki"), ze J. K. Rowling potrafi pisać interesująco. I bohater mi podpasował - Cormoran Strike, i historia poboczna - jego asystentki Robin - też zaintrygowała, troszeczkę. Ale... 1/4, 1/3, 1/2 i.... ciąąąąągnie się.... uczciwie powiem, ze dopiero po przeczytaniu ok. 70% ksiązki zaczęłam być ciekawa co dalej... jak na moje kryteria - ciut późno;) Tym razem Cormoran Strike dostaje zlecenie dot. środowiska literackiego, rynku wydawniczego. Raaaany... z opisu wynika, że straszne mendy tam pracują;) Oczywiście, niech nikt nie bierze tego do siebie osobiście, bo w Polsce z pewnością jest inaczej, ale normalnie strach się bać;) Światek mody z "Wołania kukułki" był mimo wszystko przyjaźniejszy. Czyli - czytać czy nie czytać? Mnie w końcu zaintrygowało, jesli będzie cd... przeczytam. Tym bardziej, że na koniec autorka w końcu odsłoniła kilka pobocznych watków obyczajowych związanych z Cormoranem i jego asystentką, które sprawiają, że książka staje się dla mnie bardziej "czytalna".
  5. Magdalena Witkiewicz PIERWSZA NA LIŚCIE. Wg mnie p. Magdalena pisze bardzo przyzwoite ksiązki obyczajowe - zazwyczaj do śmiechu, tym razem ten śmiech troszkę przez łzy, bo historia jest wzruszająca, o przyjaźniach i miłościach sprzed lat, ale i aktualnych relacjach. Do tego wszystkiego szczypta dydaktyzmu, product placement Fundacji Urszuli Jaworskiej, ale taki nienachalny i w słusznej sprawie, więc wybaczam. Książkę łyknęłam w jeden sobotni wieczór, więc jak macie ochotę na relaks z książką i kubkiem herbaty (i ciasteczkiem...) - wybierzcie własnie tę. Aaaaa - lubię ładne okładki, ta jest zdecydowanie w moim guście, choć ostatnio chyba najbardziej mi się podobały nowe wydania powieści Paulliny Simons.
  6. DOM NA JEZIORZE Sarah Jio - to już moja trzecia książka tej autorki - po "Marcowych fiołkach" i "Domu na plaży" (dzięki Aimee!!!) i  powiem tak - sama bym nie kupiła, bo okładki tego typu kojarzą mi się z ckliwymi romansidłami a'la Nora Roberts (wiem, wiem, oceniam, a żadnego nie czytałam...), ale pożyczone, no więc czemu nie... i po 2 wakacyjnych lekturach z przyjemnością wróciłam do tej autorki (tym razem dwa wieczory bez dzieci:) i jest bardzo OK. Tajemnicze zaginięcie w tle, powiązanie teraźniejszości z historią sprzed 50ciu lat... lubię takie klimaty:) Na dodatek ta autorka bardzo fajnie oddaje specyfikę miejsc, w których toczy się akcja, nawiązuje do znanych motywów. Tym razem jest to Seattle, domy barki, Meg Rayan, Tom Hanks... Świetna, relaksująca lektura wakacyjno-weekendowa, na półeczce czeka "Jeżynowa zima" tej samej autorki, ale długo nie będę kazała jej czekać...
I to by było na tyle w styczniu... wprawdzie przede mną jeszcze kilka dni, ale chyba jednak lista zamknieta. Po kilku odprężających lekturach z rzędu, luty zacznę MAŁĄ ZAGŁADĄ Anny Janko. Chociaż jednocześnie podczytuję na kindelku JUŻ CZAS Jodi Picoult. Bo już tak mam... czytam 2,3 czasem 4 ksiązki jednocześnie. Jedna jest idealna do pociągu, druga do wanny, trzecia za trudna... za ważna, żeby ją czytać nad talerzem z pomidorówką;)

Czekam na Wasze komentarze, wpisy, pytania:)

6 komentarzy:

  1. Ja bardzo lubię Dołęgę-Mostowicza i choć czytałam obydwie powieści to już nic nie pamiętam z fabuły "Profesora" może powinnam sobie powtórzyć lekturę. A z Mostowicza szczerze polecam "Karierę Nikodema Dyzmy"
    Żanka-dulembianka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy komentarz, juuupi;) Pewnie przyjdzie pora i na Dyzmę:)

      Usuń
    2. Pierwszy bylby wczesniej, gdyby nie blokada komentarzy...
      Bardzo przyjemny blog. Trzymam kciuki.

      Usuń
    3. Nieświadoma blokada:) ale juz jest ok. Dzieki:)

      Usuń
  2. Tło zmienione, tytuły książek są, recenzje profesjonalne.. będzie dobrze :) Cmok ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Donislawo:) dopiero raczkuje, profesjonalnych recenzji nie bedzie... raczej subiekrywne, tynkowe opinie i odczucia:)

      Usuń